Wracając do spraw fizjologicznych, to też ciekawy temat. Kibelków było całkiem sporo, ale niektórzy nie byli w stanie odczekać minuty na swoją kolej, albo w ogóle do nich dojść. Codziennie mijałam wiele osób, które robiły pod siebie, zupełnie nie przejmując się, czy ktoś patrzy. Dziewczyny bezwstydnie kucały, faceci stali, a jak mieli inną potrzebę, to też kucali. Strach było chodzić po ciemku, żeby na coś nie trafić. Może nie robili tego między namiotami, ale przecież i tak było ich widać. Dla mnie to by było upokarzające. Z podobnych rzeczy to zapamiętam też wymioty.
Oczywiście nie swoje, ale niektórzy udowadniali publicznie, jak dużo im się mieści w żołądkach. Jedna dziewczyna zwymiotowała na mój namiot. Niewiele, ale ostatnią noc spędziłam z charakterystycznym aromatem. A na jednym z koncertów widziałam chłopaka, który podskakiwał, klaskał, rzygał, podskakiwał, klaskał, wymiotował i tak w kółko. Tak, kiedy będę wspominać Openera, to będzie mi się kojarzył z obrzydzeniem."