Jak się miało okazać, książka zaskoczyła mnie zupełnie. Jest, bowiem pozycją traktującą o zwykłym życiu, z nutką filozoficznego zapatrywania na kulinaria i miłością w tle. Nie jest to jednak taka zwykła broszura. Zawiera wiele pierwiastków filozoficznych, podanych zgrabnie i przejrzyście, co powoduje, że wyróżnia się z tłumu wielu sobie podobnych. To także, jak można się domyślać autobiograficzna opowieść o tym, w jaki sposób można cieszyć się życiem i, co dobrego wnosi do niego odpowiednio i prosto przygotowane jedzenie. Co ciekawe, opowiada także o tym, że wystarczy w kuchni posiadać zaledwie umiejętność przypalenia wody, aby umieć doskonale rozkoszować się swoim własnym życiem.
I tego właśnie uczy się James (a wraz z nim uważny czytelnik). Bohater stara się przyjrzeć sobie, swoim uczuciom, przeszłości i teraźniejszości, życiu i otoczeniu. Wraz z bohaterem, nieświadomie także i czytelnik przygląda się sobie i swojemu życiu. Czytelnik odkrywa, że życie jest cudowne, gdy składa się z prostych rzeczy i nie warto go sobie komplikować dodatkami, które tylko zepsują jego smak. Autor na kartach książki pisze, że najbardziej wydajną drogą do szczęścia jest ta najkrótsza, prosta i najbardziej dostępna. Nawołuje również do życia nie tylko dla siebie samego, ale i dla innych ludzi, co spowodować ma, że spełniając swoje pragnienia spełnimy także potrzeby innych osób. Dziel się tym, co masz w sobie, a to pomnożysz-mówi autor.