Wykonanie to 3 kroki:
– mieszamy składniki suche
– miksujemy składniki mokre
– mieszamy jedne z drugimi i nakładamy do foremek na babeczki
(osobiście posypuję jeszcze delikatnie kokosem).
Pieczemy 20-30 minut, do suchego patyczka – warto pilnować, żeby nie zbrązowiały za bardzo bo KOLOR CIASTA to największa radocha numer 1.
Radocha numer 2 – SMAK „BOUNTY” :)) Bo oczywiście gotowe babeczki polewamy jeszcze rozpuszczoną gorzką czekoladą :D
Co do czekolady – mój sprawdzony sposób jest taki, że rozpuszczam pół tabliczki gorzkiej czekolady z dodatkiem chlusta wody i łyżeczki oleju, na najmniejszym ogniu. Czekolada jest wtedy ładna płynna
a po zastygnięciu fajnie się błyszczy
i nie łamie.
Trzeba tylko pamiętać, żeby wodę dodać OD RAZU, razem z czekoladą, bo inaczej mogą być nieprzyjemności w garnku ;)
Leję prosto z garnuszka, takiego z „dzióbkiem”.
Cukru można dać mniej ale nie polecam nie dawać wcale – zrobiłam tak raz i ciacho było zdecydowanie zbyt wytrawne… (Sorry Andżelika ;))
Najważniejsza sprawa – w tym cieście w ogóle nie czuć szpinaku, nic a nic!
Jeśli ktoś o nim nie wie, to nie wie, zagadkowy jest tylko kolor – przecudny, świeży, zielony, wiosenny, no po prostu piękny!
W stosunku do oryginału zmiana polega na użyciu szpinaku świeżego zamiast mrożonego – i stąd właśnie taki a nie inny kolor ciasta. Ze szpinaku mrożonego kolor będzie bardzo ciemny zielony
i już ewidentnie widać, że to szpinak. Nie robiłam, widać to po zdjęciach.
Polecam Wam ten przepis gorąco i od razu spisujcie, żeby móc podać go dalej ;)
Smacznego!