W małym miasteczku nikt już nie czuje się bezpieczny. Miejscowi winą obciążają zamieszkujących peryferie Romów. Ci z kolei mają żal do społeczeństwa i policji, że nie podjęto działań, gdy zaginęła jedna z ich dziewczynek. Na tym tle dochodzi do drastycznych scen i aktów przemocy. Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, gdy Mortka odkrywa, że Krotowice to nie beztroska mieścina a małe polskie piekiełko z wieloma problemami.
Nie dość, że komisarz ma problemy w życiu osobistym, bo żona mając dosyć jego pracy odeszła do innego mężczyzny zabierając dzieci, to jeszcze o odpoczynku i spokojnej służbie w idyllicznej okolicy komisarz może zapomnieć. Na dodatek Mortka nie ma wsparcia, bo wydaje się, że nawet komendant jest mocno zamieszany w tę historię. Pozostali policjanci zamiast pomóc i rzetelnie zająć się wyjaśnieniem morderstw, szukają raczej okazji do awansu, prywatnej zemsty albo do postrzelania. Czy stróże prawa okażą się niewinni? Czas pokaże.
To, co początkowo wydawało się łatwe i bezproblemowe okazuje się dla komisarza Mortki nie lada wyzwaniem. Nie pomagają w tej sprawie również sami mieszkańcy miasteczka. Społeczeństwo Krotowic jest w powieści potężnie zróżnicowane. Wszyscy, którzy tu mieszkają nie są wolni od uprzedzeń i kompleksów. Wszędzie widać panującą niechęć. Ludzie nie cierpią (z wzajemnością) policjantów, cyganów, koneksji, dziennikarzy, a nawet swoich sąsiadów.
Sprawy tajemniczych, brutalnych morderstw nie posuwają się zbytnio do przodu, jednak akcja powoli nabiera tempa i niestety przybywa trupów. Tymczasem komisarz wpada na niezwykły trop, który prowadzi go do tytułowej „Farmy lalek”, gdzie w tym świetle dotychczasowe morderstwa wydają się prawie niewinnie wyglądającą igraszką. Finał rozegra się na autostradzie, ale co ciekawe, jeśli czytelnik oczekuje szczęśliwego zakończenia to tutaj znajdzie je tylko połowicznie.