Jest, jak spięcie w inkubatorze i jazda rollecoasterem. Jest zaskakująco fenomenalna.
Gdy prosta dziewczyna z miasteczka „zabitego dechami” bierze się za pisanie i od razu rozpoczyna literacką przygodę od własnej autobiografii to drogi czytelniku nie spodziewaj się wielkiego fajerwerku. Spodziewaj się raczej wielkich wybuchów, ferii świateł, gry barw, nieustannej fontanny blasku miliona słońc, wybuchu supernowej i błyskawic w biały dzień. O ile dasz radę to przetrzymać to nic ponadto w tej książce się więcej nie wydarzy.