Tłumaczył, że wziął mój adres od mojej koleżanki i nie mógł się powstrzymać. Mówił coś, że zakochał się do szaleństwa, że chce być ze mną, że już wyprowadził się ze swojego miasta i szuka czegoś tutaj. Stałam jak wmurowana, ale powiedziałam mu jasno, że nasz "związek" zakończył się nad morzem i nie chcę do tego wracać... On nie dał jednak za wygraną.
Wysyłał mi kwiaty (również do pracy, bo jakimś cudem poznał adres mojego biura), wydzwaniał, zostawiał listy i prezenty, wystawał pod moim domem. Zaczęłam się bać, jednak myślałam, że w końcu da sobie spokój. Niestety, nie dał. Pewnego dnia w środku nocy ktoś zaczął dzwonić do moich drzwi. To był on.