Stosowałam ją w wersji cool, na wersję warm zdecydowanie nie miałam ochoty. Chciałam się odprężyć Dlatego wyjęłam ją z opakowania i nałożyłam na twarz, a resztę substancji aktywnych nałożyłam pędzelkiem na szyję i dekolt.
No i tutaj to było przyjemnie… delikatny chłód, dwadzieścia minut leżenia pod kocykiem, spokojna muzyka – niemal żyć i nie umierać. Nic nie spływało, nie piekło, nie uwierało – no było idealnie.