Najpierw robimy zaczyn: 200 ml mleka, 1 łyżka białego cukru, 1 łyżka mąki i wkruszamy drożdże. Mieszamy i zostawiamy na 10-15 minut do wyrośnięcia. Dobrze jest wziąć trochę większe naczynie, bo konkretnie wyrasta.
A jak wyrośnie to do dużej miski przesiewamy mąkę, wlewamy resztę mleka, wbijamy 2 jajka (trzecie zostawiamy do zrobienia glazury na końcu), resztę białego cukru, sól, rozpuszczone w rondelku (i nieco przestudzone) masło i nasz zaczyn. Czyli po prostu wszystko oprócz 1 jajka, trzcinowego cukru i płatków migdałowych. Te składniki przydadzą nam się później.
I wyrabiamy. Chałka musi być delikatna więc wyrobić musimy dobrze i dokładnie. Gnieciemy ciasto 20 minut, potem przykrywamy ściereczką i zostawiamy w ciepłym miejscu do wyrośnięcia na godzinę. Z całą pewnością wyrośnie nam baaaardzo.
Po godzinie znów chwilkę wyrabiamy, tak żeby odpowietrzyć ciasto. Dzielimy na 3 równe części (bo 3 chałki będą) i potem każdą z tych 3 części znowu dzielimy na 3. Robimy z ciasta długie wałki i z każdej trójki wałków pleciemy chałkowego warkocza.
Keksówki wykładamy papierem do pieczenia i wkładamy do nich chałki żeby znów rosły. I znów zostawiamy na godzinę. Po tej godzinie będą naprawdę porządnie wyrośnięte :)
I wtedy w szklane rozbełtujemy jajko, mieszamy z odrobiną mleka i smarujemy tym chałki. Porządnie, nie żałujmy sobie :) A potem posypujemy brązowym cukrem i płatkami migdałowymi.
Nagrzewamy w międzyczasie piekarnik do 180 stopni i pieczemy chałki 40 minut - lub tyle ile trzeba żeby były rumiane.